Kilka dni temu zadzwonił do mnie Pan elektryk J. z niezbyt dobrą nowiną, że ma małą obsuwkę i nie przyjdzie od 3 kwietnia, tak jak byliśmy umówieni. Ten termin to był właściwie deadline dający w miarę czas wszystkim ekipom po kolei na robienie swojego bez oddechu kolejnej wchodzącej na budowę ekipy na plecach. A tu takie wieści. Pan J. może zacząć o tydzień później... Komplikowałoby to sprawy niezmiernie. A do tego nicnierobienie się na budowie naprawdę mnie denerwuje. A tu dziś NIESPODZIANKA. Telefon od J., że może zaczynać! Radość moja wielka! Jeszcze wieczorową porą nastąpiło spotkanie na miejscu i malowanie kredą po ścianach "kieliszków", "fal", "ufoludków" i "kółek", gdzie włącznik, gniazdko, domofon, kabel i inne takie. Było mega śmiesznie. Elektryków dwóch i mój M. I każdy wszystko wiedział najlepiej. Jak już chłopaki się powymieniali argumentami i mądrosciami do akcji wkraczał sekundant czyli Ja i ostatecznie stawało i tak na moim bo od dawna wszystko miałam w głowie rozplanowane. Przez te męskie ceregiele zeszło nam trochę ale wrażenia... Bezcenne :-D Jutro zakupy materiałów i w piątek zaczynają. Czyli ostatecznie zaczynamy 4 dni wcześniej :-D