11.05.2018 tymczasem za domem
Po tym jak w ubiegłym roku dwa razy rozplantowaliśmy podrzuconą nam ziemię trzeci "dar serca" zostawiliśmy w kupkach na zimowanie, żeby nikomu nie udało się wjechać na teren działki i przywieźć coś więcej. Przyszła wiosna, prace ogrodowe ruszyły i postanowiliśmy rozplanować nasze górki. Sprawa niby prosta, koparka, dwie godzinki roboty i po sprawie ale... Do koparek coś szczęścia nie mamy. Pierwszy Pan jechał do nas tydzień. Za każdym razem "coś pilnego" mu wyskakiwało i przekladał robotę na dzień kolejny. Z drugim umówiłam się na jedno popołudnie. Czekam, dzwonię... Cisza. Trzeci miał przyjechać w ubiegłą sobotę. Na 8 rano ale mu zeszło dłużej gdzieś tam i co godzinę przekladał się o godzinę. Dotarł na 14. Bez koparki... 😂 😂 😂. Czwarty wogóle nawet nie przyjedzie bo za daleko, piatemu się nie opłacało, szósty już nie robi na koparce i wreszcie siódmy dziś dojechał (choć miał być wczoraj). W efekcie mamy w końcu płasko i liczę na to, że z koparkami/koparkowymi miałam wątpliwą przyjemność po raz ostatni.