11.08.2017 próba generalna dachu
To co się wydarzyło dzisiaj ciężko mi wogóle opisać bo jak żyję czegoś takiego nie widziałam. O 22 zaczęło wiać, niebo zaszło czarnymi chmurami i z oddali słychać było głuche, jakby rozproszone grzmoty. Z minuty na minutę robiło się coraz groźnej. Za chmurami strzelały pioruny z taką częstotliwością, że pomyśleć można by że to stroboskop. Wiatr już nie wiał, on dął, unosząc różne przedmioty ponad ziemię i kładąc czubki drzew zupełnie na gruncie... Potem lunęło. Przed oknem pojawiła się ściana deszczu widoczna lepiej w świetle błyskawic. Huk i złamany klon przed moim blokiem. Na ulicy zgasł światła. Najpierw kilka potem już cała ulica toneła w ciemnościach. Karetki jeździły w tą i z powrotem. Pomyślałam o dachu. Dziś skończonym. Napisałam do G., że mam nadzieję, że nie widziałam mojej dachówki dziś po raz ostatni. Odpisał, że będzie dobrze. O wpół do pierwszej w nocy dostałam kolejnego smsa, że dachówka jest na miejscu i blaszak też stoi, że mogę spać spokojnie. Pojechał i sprawdził. Widać też go to trapiło. Chyba oboje odetchnęliśmy z ulgą... (fot. pożyczone - moje miasto na chwilę przed...)