12.08.2017 krajobraz po burzy...
Rano zaczęły urywać się telefony. Dzwoniła rodzina, znajomi i przyjaciele. Wszyscy pytali czy z nami wszystko ok, czy jesteśmy cali i zdrowi. Nie do końca jeszcze świadoma skali wczorajszego zdarzenia popędziłam na działkę dokonać oględzin po wczorajszym armagedonie. To co zobaczyłam przypominało bardziej krajobraz jak z mad maxa a niżeli piękną dotąd okolicę. Drzewa połamane jak zapałki albo kompletnie wyrwane z ziemi, miejscami wogóle nie było lasu, wszędzie porozrzucane gałęzie mniejsze i dość pokaźnych rozmiarów nawet wielki kasztanowiec pod którym zawsze z dziewczynkami zbierałyśmy kasztany na ludziki leży smutno na środku ulicy pocięty już przez strażaków... Słupy elektryczne powyginane, linie pozrywane, domy bez dachówek lub całych dachów, zawalone stodoły, poprzewracane billboardy, walaja się śmieci. W radiu mówią o pięciu ofiarach śmiertelnych... O nawałnicy nawet trąbie powietrznej. W tym całym nieszczęściu nasz domek przetrwał. Na działce wiatr powalił nam jedną brzozę. Dach cały, okna całe, w środku sucho... Mieliśmy wiele szczęścia i cieszę się choć wiem, że jestem w tym szczęściu wielce osamotniona...
Fot. moje i pożyczone