Od dłuższego czasu rozglądłam się za majstrem do położenia płytek. Mamy tego trochę bo cały dół tj. 90 m2, dwie łazienki, kuchnia i schody a wiadomo jak to z tymi specami jest. Każdy jest najlepszy, każdy jest super a jak co do czego przyjdzie to albo płytki krzywo położone bo to takie krzywe płytki albo źle wykończone. Naoglądałam się takich fuszerek trochę. Ogólnie co do tematu płytek to jestem wymagająca i na żadne kompromisy w tej kwestii nie pójdę. Dlatego może jak we wstępie od dłuższego czasu rozglądłam się za majstrem do położenia płytek. Miałam takiego jednego. Prawie 10 lat temu kładł nam kafle w remontowanym mieszkaniu. Gość miał fach w ręce, wyobraźnię i był mega szybki. Jego telefon niestety nie odpowiada. W internecie go nie ma. Ślad po człowieku zaginął. Pożalilam się trochę koleżance, że szukam, że nie ma, że jestem w czarnej d... na to ona mi mówi, że ma numer do jednego takiego co kładł płytki u jej koleżanki i niezły był. To daj. Przyniosła mi ten numer a ja patrzę i oczom nie wierzę. Toż to mój majster M!!! Dzwonię. Pan mnie pamięta :) Mówi, że chętnie ale pierwszy termin to luty 2019! No bez jaj. Pomarudziłam mu przez telefon, zagroziłam nękaniem i prześladowaniem, On pomatkował (O matko!), pojezował (O Jezu!), powzdychał (Ech...), Pomarudził (ale kiedy?) i po dwudziestu minutach rzekł, że przyjdzie na oględziny. Mam go! Idąc za ciosem zadzwoniłam do gościa od polbruku. Bo co nam po wykończonym domu jak dookoła błoto po kostki... Akcja identyczna. Terminy napięte, nie ma opcji wcześniej niż na jesień. Po negocjacjach udało się Panu wyczarować termin na początek lipca. Doskonale. There is no spoon :)